Uważam, że Jarek zginął w związku z wykonywaniem zawodu dziennikarza. To jeden z największych zamachów na wolność prasy – powiedział przyjaciel zamordowanego red. Jarosława Ziętary w tzw. procesie ochroniarzy. Kolejna rozprawa w tym procesie odbyła się 17 marca b.r. Sprawa jest objęta monitoringiem CMWP SDP. Jego obserwatorem jest red. Aleksandra Tabaczyńska.
Uważam, że Jarek zginął w związku z wykonywaniem zawodu dziennikarza. To jeden z największych zamachów na wolność prasy. Śmierć Jarka należy wiązać z publikacjami, które jeszcze się nie ukazały oraz z wiedzą, której nie zdążył ujawnić. Taka teza wynika z racjonalnego myślenia. Tylko ktoś obawiający się ujawnienia groźnej dla niego wiedzy, zdecydowałby się na taki czyn. To jedno z twierdzeń, które dobitnie wybrzmiało na sali sądowej w tzw. procesie ochroniarzy. Wypowiedział je w Sądzie Okręgowym w Poznaniu red. Piotr Talaga, bliski kolega, przyjaciel zamordowanego w 1992 roku Jarosława Ziętary. Rozprawa odbyła się w środę 17 marca 2021 roku. To jednak nie jedyna ważna myśl zwerbalizowana podczas środowych zeznań. Na pytanie o rolę Mariusza Ś., Maciej B. pseudonim Baryła wypowiedział takie słowa:
Na temat Ś. nie chcę rozmawiać. Ja już to powiedziałem na przesłuchaniu u sędzi Rucińskiej [chodzi o proces przeciwko Aleksandrowi Gawronikowi]. Niech na ten temat mówią inni. Mówili, a potem się wystraszyli. Nawet jak dacie mi jakąś karę.
Wymieniony Mariusz Ś. to twórca holdingu Elektromis, a dwóm byłym ochroniarzom firmy: Mirosławowi R. pseudonim Ryba i Dariuszowi L. pseudonim Lala zarzuca się pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Zeznanie Baryły w tej kwestii jest o tyle istotne, że wciąż nie ma pewności czy ustalono wszystkich zleceniodawców tej zbrodni.
W środę, miało zeznawać, według wokandy, sześciu świadków, jednak ostatecznie przesłuchano trzech. Krzysztof Ł. i Piotr G. nie stawili się w sądzie, a dziennikarza Stanisława Ruska poproszono, ze względu na wydłużony czas przewidziany na poprzednich świadków, by jeszcze raz przybył do sądu i złożył zeznania w czerwcu.
Maciej B. pseudonim Baryła został przywieziony na salę rozpraw jak zawsze w kajdankach, których tym razem prawdopodobnie mu nie zdjęto. Zeznawał z osobnego pomieszczenia. Był dobrze widoczny przez oddzielającą szybę wraz z towarzyszącymi mu uzbrojonymi funkcjonariuszami. Podczas zeznań Baryły obecny był także jego pełnomocnik, a na sali dodatkowo dwóch policjantów.
Maciej B. od ponad 20 lat odbywa karę dożywotniego więzienia, skazany w innej sprawie. To bardzo ważny świadek, a ocena jego wiarygodności stanowi kluczową kwestię w procesie. Pytany o rolę Mariusza Ś. nie chciał nic mówić już po raz kolejny. Ś. jest jedynie świadkiem w sprawie, a to jego ochroniarze, z którymi dobrze znał się i współpracował Baryła, siedzą obecnie na ławie oskarżonych. Ponadto na terenie firmy należącej do Mariusz Ś. – według prokuratury – oraz w jego obecności doszło do podżegania przez Aleksandra Gawronika do zabicia dziennikarza. Baryła podtrzymał swoje zeznania, które obciążają oskarżonych. Przyznał również, że wiosną 1992 roku na zlecenie Elektromisu obserwował Ziętarę, aby go pobić. Obserwację robił m.in. z nieżyjącym już Rajmundem N. Jednak, jak się wyraził, pod kamienicą przy ulicy Kolejowej, w której mieszkał dziennikarz, nie mieli „dogodnej sytuacji”, żeby pobić reportera. Dopytany przez prokuratora co rozumie przez słowa „dogodna sytuacja”, Baryła wyjaśnił: – Chodziło o to by nikt nie widział, a tam wystawał element pod sklepem. Nikt nie będzie biegał w kominiarce w biały dzień.
Ostatecznie weszli z nieżyjącym już także gangsterem Lewym (zginął w wypadku w listopadzie 1992 roku) do mieszkania Jarosława Ziętary i tam go pobili, zabrali filmy ze zdjęciami i zastraszyli. Chodziło o to, by dziennikarz przestał interesować się tematem Elektromisu. Po raz kolejny potwierdził zeznania o naradzie w Elektromisie, do której miało dojść na przełomie maja i czerwca 1992 roku. Znów wybrzmiały wyzwiska, którymi określano Jarosława Ziętarę: Żydek, Pismak, Szczurek. Gawronik miał także zastraszać zebranych generałami Ciastoniem i Płatkiem. Kontekst był taki, że to ludzie dawnych służb zainwestowali w interesy prowadzone przez poznańskich biznesmenów. Baryła potwierdził także, że widział na terenie holdingu: mundury i legitymacje policyjne, a także samochód imitujący radiowóz i czerwonego poloneza (pojazd wyglądający jak cywilny, który używała ówczesna policja). Do jednego z wozów zwabiono dziennikarza i uprowadzono. Podobno podczas porwania Jarosława Ziętary oskarżony Ryba i nieżyjący ochroniarz Kapela byli w swoich mundurach, mieli tylko zmienione dystynkcje. Baryła uznał też Rybę za prekursora „napadów na policjanta”. W środę 17 marca br., kolejny raz potwierdził swoje zeznania, że Jarosław Ziętara przez dwa, trzy dni był bity, a następnie zabity przez Rosjan jakimś szpikulcem. Ciało zostało rozpuszczone w kwasie, a kości ukryte.
Drugim świadkiem przesłuchanym tego dnia przez sąd był Mirosław M. 43 letni politolog z wykształcenia, odbywał karę więzienia w związku z oskarżeniem o powoływanie się na wpływy. Przez miesiąc, w Gębarzewie, był w trzyosobowej celi razem z Baryłą. Odczytano dwa protokoły wcześniejszych zeznań M. z 2015 i 2017 roku. Choć były sprzeczne świadek podtrzymał oba zeznania. Stwierdził, że w sumie nie wie, jak było i nie chce nikomu zrobić krzywdy swoimi przemyśleniami. W 2015 roku zeznał:
– Maciej mówił mi w celi, że co by się nie działo, nie da zrobić krzywdy Mariuszowi Ś. Może mu coś zawdzięczać. Bardzo źle wypowiadał się z kolei o Aleksandrze Gawroniku. Stwierdził, że szczątki Ziętary były ukryte w różnych miejscach. Niektóre w wodzie, w jeziorach w Kiekrzu oraz Kociołek, w 6 m mule. Inne szczątki były zakopane. (…) Maciej opowiadał także, że wszystko, co wcześniej zeznał w sprawie Ziętary jest prawdą, ale się wycofał. On się na kimś zawiódł, ale na kim i o co chodziło nie pamiętam. (…)Miał rozmaite materiały, które studiował. Były to jego zapiski i drukowane materiały, może z internetu. Książki raczej nie. Nie były to protokoły przesłuchań, tego jestem pewien. Prosił mnie o opinię czy to co mówi jest logiczne i poukładane. W protokole z 2017 roku stwierdził z kolei, że nie mam wiedzy związanej ze śmiercią pana Zietary. Znam Macieja B. z aresztu. Ja nie mogę stwierdzić czy Maciej mówi prawdę. Dziś po upływie czasu uważam, że to że się zgłosiłem, to był błąd. (…)Moja wiedza o Ziętarze oparta jest o doniesienia medialne, książce Kaźmierczaka i na słowach B. Dzwoniąc do prokuratury wtedy sądziłem, że robię dobrze. Dziś bym tego nie zrobił. Nikt nie podstawił mnie do celi. Nie chcę zeznawać ,bo nie chcę nikogo skrzywdzić. Ani pana Gawronika ani innych. Ja nie byłem przy tych wydarzeniach
Dziennikarz Piotr Talaga, współautor książki „Sprawa Ziętary. Zbrodnia i klęska państwa” był trzecim świadkiem przesłuchanym w trakcie środowej rozprawy. Z Jarosławem Ziętarą zaprzyjaźnili się na studiach, a potem pracowali w różnych redakcjach poznańskich mediów, ale w jednym budynku. Utrzymywali kontakty również na gruncie prywatnym. Redaktor Piotr Talaga zaangażował się w poszukiwanie i wyjaśnianie tragicznych losów Jarka Zietary od pierwszych dni po zniknięciu przyjaciela. Przypomniał, że we wrześniu 1992 roku nieznani sprawcy „posprzątali” biurko Jarka w redakcji „Gazety Poznańskiej”. Przyszli tuż po jego zniknięciu. Podali się za policjantów i zostali wpuszczeni na teren redakcji. Prawdziwa policja zaprzeczyła później, by tego dnia kogokolwiek wysłała do redakcji. Materiały Jarka Ziętary zabrane z biurka już nigdy się nie odnalazły. Były one, według świadka, gromadzone przez dziennikarza w papierowych teczkach. Teczki opisane, a ich zawartość odnosiła się do poszczególnych spraw, którymi interesował się red. Ziętara. Przechowywał je zarówno w swoim mieszkaniu jak i redakcji. –Symptomatyczne jest, że miał wiele notatek o różnych sprawach. Brakuje dokumentacji o Elektromisie.
Redaktor Talaga wyjaśnił również stwierdzenie, „służby przeszkadzały w wyjaśnieniu sprawy Ziętary. Przy czym słowo „służby” rozumiał bardzo szeroko: policja, prokuratura ówczesny UOP… – Pracownicy SB zostali w 1989 poddani weryfikacji. I grupa została i stanowiła trzon pionu śledczego. II grupa trafiła do policji. III grupa trafiła do biznesu. Taką firmą był Elektromis. Stąd wnioskuję, że bardzo prawdopodobne jest to, że współpraca Ziętary z UOP w Poznaniu nie miała charakteru opartego o umowę o pracę. Nie wiem czy w ogóle była sformalizowana, ale miała charakter faktyczny. Są dowody i zapiski w notatnikach Jarka, że posiadał wiedzę o sprawach, którymi UOP zajmował się równolegle lub po napisaniu o tym w prasie. Z notatek Jarka wynika również, że zajmował się nieprawidłowościami w firmie Elektromis, ale z drugiej strony w tych materiałach brakuje wielu szczegółów.(…) Po zaginięciu Jarka Ziętary dowiedziałem się wielu rzeczy, o których nie wiedziałem. Zaskoczyło mnie, że o wielu sprawach mi nie mówił, zarówno o sprawach prywatnych, jak i zawodowych.
Kolejna rozprawa w kwietniu.
= = =
Poznański dziennikarz Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 r. Był absolwentem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Pracował w radiu akademickim, współpracował m.in. z “Gazetą Wyborczą”, “Kurierem Codziennym”, tygodnikiem “Wprost” i z “Gazetą Poznańską”. Ostatni raz był widziany 1. września 1992 r. Wyszedł rano do pracy i nigdy nie dotarł do redakcji “Gazety Poznańskiej”. W 1999 r. Ziętara został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dziś nie odnaleziono. W 2014 roku zatrzymano: Aleksandra Gawronika oraz kilka tygodni później, dwóch żyjących ochroniarzy dawnej firmy Elektromis Mirosława R. pseudonim Ryba i Dariusza L. pseudonim Lala. Aleksandrowi Gawronikowi, zarzucono podżeganie do zamordowania Jarosława Ziętary podczas narady latem 1992 roku na terenie holdingu. A ochroniarzom zarzuca się porwanie dziennikarza i przekazanie go zabójcom. Wszyscy oskarżeni nie przyznają się do winy.
tekst i zdjęcia : A.Tabaczyńska