Przed Sądem Okręgowym w Poznaniu toczy się tak zwany „proces ochroniarzy” dotyczący uprowadzenia, pozbawienia wolności i pomocnictwa w zabójstwie poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. O czyny te oskarżeni są Mirosław R. pseudonim Ryba i Dariusz L. pseudonim Lala, którzy nie przyznają się do winy. Kolejna rozprawa odbyła się 13 października. Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich jest od lutego 2019 r. obserwatorem tego procesu. CMWP SDP na rozprawach w sądzie reprezentuje red. Aleksandra Tabaczyńska.
W Poznaniu, w Sądzie Okręgowym, w październiku przewidziano dwie rozprawy. We wtorek 13., zeznawał tylko jeden świadek, Maciej B., który znany jest również pod pseudonimami: Baryła, Młody i Małolat. Obecnie odsiaduje on wyrok dożywocia w innej sprawie. Pomimo, że był to długi i żmudny dzień w sądzie, nie padły żadne – zdaniem obserwatora – przełomowe zeznania. Rozprawa stanowiła, dalszy ciąg przerwanych w lutym 2019, zeznań Macieja B. Odtworzono dwa nagrania – filmy – na których Baryła ujawnia swoją wiedzę na temat Jarosława Ziętary, przed krakowskim prokuratorem Piotrem Kosmatym. Obecny na sali prokurator Mirosław Kozioł, wnioskował by nagrania odtworzono od początku, jednak sąd postanowił rozpocząć projekcję od momentu gdzie w lutym 2019 r. została ona przerwana. W dalszym ciągu rozprawy odczytywano protokoły zeznań, Macieja B. złożone w czasie śledztwa, w prokuraturze i w sądzie od roku 2011. Główne tezy można podsumować następująco:
Jarosław Ziętara został zauważony przez ochronę holdingu Elektromis, że fotografuje teren i obiekty firmy. Jeden z ochroniarzy uderzył dziennikarza w ucho, w wyniku czego Ziętara miał mieć podbite oko i rozbito mu aparat fotograficzny. – Najpierw Jarek został przyłapany pod Elektromisem, jak robił zdjęcia. To było jesienią 1991 roku. Z opowieści kolegów wiem, że przyłapał go ochroniarz Bekon, który rozbił mu aparat i dał „w ucho”, Jarek miał chyba podbite oko. Potem, jak pod bramę przyjeżdżały jakieś samochody, mówiono, że trzeba dać znać klaksonem. Trzy razy trąbiono. Mówiło się, że Ziętara siedzi w krzakach i robi zdjęcia tirom przyjeżdżającym do Elektromisu.
Wiosną 1992 roku zastraszano Ziętarę w jego mieszkaniu, w Poznaniu na ul. Kolejowej. W tym zdarzeniu brał udział świadek wraz z nieżyjącym już Dariuszem L. pseudonim Lewy. Ziętarze zabrano mikrofilmy i aparat, którym je wykonywał oraz tradycyjne w tamtym czasie filmy i negatywy w rolkach.
– Na tę robotę wiosną 1992 roku zabrał mnie mój kolega, ochroniarz Lewy z Elektromisu. Nie mówiłem o tym w pierwszych zeznaniach, bo wstydziłem się, że będę obsmarowany w mediach. Drzwi otworzyliśmy „z kopa”. To były stare drzwi, nie przywiązywaliśmy uwagi czy potem były zepsute. Lewy przytrzymał Ziętarę, może też Jarek lekko dostał w klatkę piersiową. Ja przeszukałem mieszkanie. Znalazłem dwa aparaty, w tym jeden na mikrofilmy. Jarek mówił, że mamy to zostawić, bo to sprzęt z UOP. Jeden aparat zniszczyliśmy, a drugi, ten na mikrofilmy, zabraliśmy.
Po tym zdarzeniu, tego samego roku, miało dojść do spotkania na terenie Elektromisu, kiedy to, w obecności pracowników Elektromisu oraz szefa firmy Mariusza Ś., Aleksander G. miał podżegać do zabicia Jarosława Ziętary. Baryła podtrzymuje, że widział i słyszał, wszystko co ustalano bowiem stał tuż obok grupy. Aleksander G. przyjechał do siedziby Elektromisu w towarzystwie dwóch Rosjan, według świadka bardzo elegancko ubranych, w świecących, wypastowanych butach, wysiadających z luksusowego samochodu. Mimo upału mieli być ubrani w długie skórzane kurtki, pod którymi ukrywali broń, tzw. tetetki (radzieckie pistolety Tokarievy). – Wiem jak wyglądają osiłki. Ci według mnie to byli żołnierze, może pracownicy KGB. Bezwzględni, do dziś jak o nich mówię mam gęsią skórkę. (…)Twarz szczupła, owalna bardzo mocno wysadzone policzki. Oczy martwe, głęboko osadzone, było w nich widać zło. Ta twarz zostanie już w mojej głowie do końca.
1 września 1992 roku Jarosław Ziętara, według prokuratury, został uprowadzony i zamordowany. Maciej B. samego porwania nie widział, nie był też świadkiem przetrzymywania i zamordowania dziennikarza. Od nieżyjącego już Lewego wie, że w zbrodnię zaangażowanych było siedem osób. Pięcioro to ludzie związani z Elektromisem: oskarżeni Ryba i Lala, nieżyjący ochroniarze Lewy i Kapela (Dariusz L. Roman K.) oraz Marek Z. Na miejscu porwania mieli być także dwaj Rosjanie związani z Aleksandrem G.
– Słyszałem, że tyle osób tam było, ale tego nie widziałem. Nie widziałem też samego zabójstwa, ale pokazywano mi potem ludzkie kości mówiąc, że to szczątki Ziętary.
Dopytywany o szczątki zamordowanego dziennikarza, a także o rzekomą propozycję finansową dla Ziętary, Baryła zeznał:
– Nie wydaje mi się by taką propozycję mu złożyli. Może chcieli, żebym ja o nim tak myślał, a może chodziło o ochronę interesów. (…) Szczątki pokazywano mi we wrześniu, ale nie pamiętam jaki to był dzień. Może chodziło żeby mnie przestraszyć.
We wtorek, Maciej B. podtrzymał swoje zeznania, te które składał przed prokuratorem Piotrem Kosmatym. Warto jednak przypomnieć, że kilka lat temu wycofał się z tych zeznań, twierdząc, że to dlatego bo oszukał go prokurator. Chodziło o prezydencki akt łaski, na który liczył Maciej B.
– Obiecano mi złote góry. Nie zrobiono nic, żadnej pomocy i jeszcze osadzono mnie w najcięższym więzieniu w kraju.
Podczas rozprawy kilkakrotnie twierdził, że był zastraszany w więzieniu. Grożono, że skrzywdzona zostanie córka, a matce wrzucą granat.
– Teraz mi z rodziny poumierały najważniejsze osoby i nie mam się czego bać.
Sam świadek wydawał się tego dnia osowiały i przygaszony. Po godzinie 14. 00 zeznania Macieja B. Przerwano, będą one kontynuowane w późniejszym terminie.
Tekst i zdjęcia : Aleksandra Tabaczyńska