Czwartek, 3. października to kolejny dzień procesu  w poznańskim Sądzie Okręgowym, przeciwko dwóm byłym ochroniarzom w firmie Elektromis o pseudonimach Ryba i Lala. Mirosława R. i Dariusza L. oskarża się o porwanie i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Oskarżeni nie przyznają się do winy. Proces obserwuje Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, które reprezentuje red. Aleksandra Tabaczyńska.

Na czwartkowej rozprawie zeznawało trzech świadków, a jako pierwszy były prokurator Jarosław D. Jarosław D. z prokuratury odszedł w grudniu 1994 roku. Stwierdził, że po dziesięciu latach pracy czuł się wypalony zawodowo. Dopowiedział po chwili, że otrzymywał też pogróżki, a początek lat dziewięćdziesiątych, to według świadka czas, w którym rodziła się i rozwijała przestępczość zorganizowana. Dodał też, że miał roczne dziecko i żonę dlatego swoją decyzję o odejściu z prokuratury uznał za – jak się wyraził – troszkę nieodpowiedzialną. Nie miał żadnej alternatywy zarobkowej. Do czasu podjęcia pracy w Elektromisie imał się różnych zajęć min. w agencji detektywistycznej oraz w handlu. W tym czasie spotkał swojego znajomego, również byłego prokuratora Pawła D. Ten pomógł dawnemu koledze w znalezieniu pracy i skontaktował go z Mariuszem Ś. szefem Elektromisu. Ś., którego świadek dopiero poznał osobiście zaproponował mu funkcję redaktora naczelnego w tygodniku „Poznaniak” wydawanego przez Prespo czyli – jak dodał świadek – Elektromis. Pomimo braku doświadczenia dziennikarskiego, Jarosław D. podjął się tego zadania.  Tu warto też przytoczyć słowa świadka, który nie zamierzał kierować się pogłoskami na temat holdingu:

Jako były prokurator, podejmując decyzję o rozpoczęciu pracy w Elektromisie, rozważałem wersję, że firma prowadzi nielegalną działalność. Potem okazało się, że to były wielkie pomówienia. (…) Bzdurą jest też to, że wcześniej prowadziłem jakieś sprawy Mariusza Ś. czy Elektromisu. To można sprawdzić.

W kolejnych zeznaniach świadek opowiedział jak bardzo starannie dobierano pracowników w holdingu. Nazwał to nawet sitem rekrutacyjnym. Według D. w czasie gdy on pracował przyjmowano tylko osoby kompetentne, zdolne wykonać powierzone im zadania i starano się by nie było osób karanych. Na pytanie sądu jak to pogodzić z jego zatrudnieniem w roli redaktora naczelnego „Poznaniaka” stwierdził, że tylko nadzorował pracę dziennikarzy. Ponadto prowadził rubryczkę porad prawnych, a także przeprowadził wywiad z premierem Józefem Oleksym w Warszawie. A co do kwalifikacji jego poprzednika na tym stanowisku, byłego prokuratora Pawła D., stwierdził że był świetnym mówcą, miał świetne mowy końcowe, a także pisał eseje i wiersze.

Świadek dość szybko awansował i został prezesem zarządu kolejnych firm Elektromisu: Żabka Polska, Żabka SA i innych oraz pełnomocnikiem do spraw nieruchomości. Wspomniał, że w okresie budowania „Biedronek” „był czas, że miesięcznie powstawało 30 Biedronek w całej Polsce, a więc jedna dziennie” Te działania nadzorował świadek. Wspominał też czasy klubu „Sami Swoi”, na Starym Rynku w Poznaniu gdzie raz w miesiącu spotykała się kadra menedżerska holdingu. Chodziło o to by się zrelaksować po ciężkiej pracy. W „Samych Swoich”, na suficie w kasetonach były portrety namalowane jako rodzaj karykatur kadry kierowniczej firmy. Wśród nich znajdowała się także podobizna świadka. Dodał, że był to klub męski, ale nie gejowski, o czym rzekomo wtedy plotkowano w mieście. Podsumowując, o byłej firmie i byłym szefie Mariuszu Ś. świadek wypowiadał się bardzo pochlebnie.

Swoją pracę zakończył pracę w 2004 roku, jak donoszą poznańskie media, w atmosferze skandalu. Jednak ten wątek na sali sądowej nie był podejmowany. Sędzia sprawozdawca odczytał kolejne protokoły, które świadek potwierdził. Okazuje się, że w 2014 roku, latem D. został pierwszy raz przesłuchany w prokuraturze w kontekście Jarosława Ziętary. Świadek utrzymywał, że nic nie wie i zna ją tylko z mediów. Następnie w listopadzie tego samego roku – jak się wyraził – popełnił przestępstwo i trafił do aresztu. Do popełnienia czynu się przyznał i współpracował z poznańską prokuraturą. W tym czasie jednak wezwała go na przesłuchanie krakowska prokuratura. Było to już drugie wezwanie.

Na drugie przesłuchanie do Krakowa wzięto mnie z poznańskiego aresztu. Przyjechali po mnie funkcjonariusze z ostrą bronią, skuto mnie i siedem godzin wieziono do Krakowa. Osadzono w celi z trzema mordercami. A na przesłuchaniu policjant proponował, że jeśli coś dam na szefa Elektromisu, to oni mi załatwią, że nie będę miał sprawy za napad na bank. To była absurdalna propozycja, powiedziałem, że nie ze mną te numery. Zdenerwowałem się wtedy, bo gdyby nie podróż do Krakowa, to byłbym już w domu. Prokurator z Poznania najpierw mówiła, że wypuści mnie z aresztu na Wigilię. Byliśmy też po rozmowach, że za napad na bank dostanę karę w zawieszeniu. Jednak po wizycie w Krakowie, po tym, jak niczego nie powiedziałem, dalej siedziałem w areszcie. A poznańska prokuratura zażądała dla mnie później 3,5 roku więzienia i na tyle zostałem skazany za sprawę napadu – oświadczył D. w sądzie. (…)–  Chciano, żebym mówił niestworzone rzeczy, byle tylko, za przeproszeniem, „udupić” szefa Elektromisu.

Kolejny cytat:  Policjant mówił mi, że się zdziwię, bo Mariusz Ś. jest bardziej umoczony w sprawę Ziętary niż Aleksander Gawronik. Miałem świetną okazję, żeby za zwolnienie z pracy zeznawać na Mariusza Ś., ale nie będę kłamać -.

Tu warto uzupełnić – na podstawie informacji poznańskich mediów –  na czym polegało owe przestępstwo. Były prokurator Jarosław D., w masce i atrapą pistoletu, próbował obrabować bank w Poznaniu. Była to jednak placówka bezgotówkowa, więc nie zabrał pieniędzy, a w trakcie ucieczki został złapany przez przechodniów. Prasa też przypomina, że świadka bronił wtedy mecenas Wiesław Michalski, który obecnie broni oskarżonych ochroniarzy. Reprezentował również Jarosława D. w 2012 roku, gdy łączono go z innym napadem na bank.

Obrońca na czwartkowej rozprawie zapytał świadka o Macieja B. pseudonim Baryła, kluczowego świadka oskarżenia. D. stwierdził, że gdy zatrudniony był w Elektromisie to nie słyszał o Baryle. Jednak pamięta go z lat pracy w prokuraturze ponieważ głośna była sprawa uderzenia poznańskiej adwokat oraz innych czynów.

– Swoją karę więzienia odbywałem w poznańskim areszcie przy ul. Młyńskiej. Pracowałem tam jako bibliotekarz i wypożyczałem książki innym więźniom. Baryła to mitoman. Wiem, że kiedyś napadł na poznańską adwokat, a potem zabił policjanta. On w zakładzie przy Młyńskiej chodził sobie po korytarzu, dzwonił kiedy chciał, opowiadał, że wszystko wie i że pewne rzeczy wymyśla. Tak o nim opowiadano. Mówiono, że to taki drugi Masa. Ja go zresztą poznałem przy Młyńskiej, to znaczy kiedyś podawałem mu książki do celi.

Drugim świadkiem w czwartkowym procesie był Wiesław P., przedsiębiorca. P. w latach 80-tych współtworzył z Mariuszem Ś. Elektromis. Ich drogi rozeszły się w 1988 roku. P. stwierdził, że był zbyt silną osobowością dla Mariusza Ś. a ten robiąc interesy poza wiedzą świadka „popełnił faul”. Poznański przedsiębiorca również zapewniał sąd, że jego działalnością nigdy nie interesowały się służby, dziennikarze i nigdy mu nie zależało na rozgłosie. Zaprzeczył by kiedykolwiek prowadził nielegalną działalność. Swój biznes administruje „małą łyżką”. Jednak poznańscy dziennikarze przypominają, że w akcie oskarżenia krakowska prokuratura napisała, że był on jednym z czterech biznesmenów, którego niejasną działalnością miał interesować się Jarosław Ziętara. Kolejni trzej to Mariusz Ś. z Elektromisu, Zdzisław W., który miał firmę Rival oraz Aleksander Gawronik.

Waldemar P., dawny funkcjonariusz ZOMO, a w latach 90-tych strażnik przemysłowy w Elektromisie został wezwany jako trzeci świadek. Do jego zadań należało wydawanie przepustek gościom i obchód terenu. Zeznał, że jako wartownik widział kilka razy przyjazd Aleksandra Gawronika do Elektromisu.

Gawronik przyjeżdżał sam, bez ochrony. Jego przyjazd był poprzedzony telefonem do biura przepustek.

Warto przypomnieć, że Aleksander Gawronik zaprzecza by się znał z Mariuszem Ś. Poza tym były wartownik zeznał, że przed laty słyszał, że pod Elektromisem przyłapano jakiegoś mężczyznę z aparatem fotograficznym, który mu zabrano. Być może został pobity. Niewykluczone, że był to dziennikarz Jarosław Ziętara. Jednak były ochroniarz nie wie kim był rzekomo pobity mężczyzna ani nie zna żadnych szczegółów wydarzenia. Mecenas Michalski zwrócił się do sądu z prośbą, aby zobowiązać Waldemara P. do przedstawienia kopii dokumentu potwierdzającego jego pracę w Elektromisie w 1991 roku.

Aleksandra Tabaczyńska