16 kwietnia 2021 r. odbyła się w Sądzie Okręgowym w Gdańsku kolejna już i wszystko wskazuje na to, że przedostatnia rozprawa przeciwko red. Joannie Strzemiecznej – Rozen, dyrektor TVP3 Gdańsk oraz Agacie Mielczarek, dziennikarce TVP3 Gdańsk. Dziennikarki zostały pozwane przez Henryka Jezierskiego, właściciela wydawnictw motoryzacyjnych, a przedmiotem sporu jest wyemitowany 27 stycznia 2017 r. w TVP3 Gdańsk materiał informacyjny dotyczący wyboru członków do Rady Programowej w tejże stacji oraz w Radiu Gdańsk. Powód, czyli Henryk Jezierski, który miał wejść w skład Rady Programowej TVP3 Gdańsk, zarzuca pozwanym bezpodstawne przypisanie mu współpracy ze Służbami Bezpieczeństwa z czasów PRL. Od 2018 r. obie rozprawy toczyły się osobno – były to dwa różne powództwa, jesienią 2020 r. połączono je w jedną sprawę.
Henryk Jezierski złożył pozwy wobec trzech innych trójmiejskich dziennikarzy (Hannie Kordalskiej-Rosiek, Januszowi Wikowskiemu i Krzysztofowi Załuskiemu), a także dziennikarzy spoza Pomorza, również w kwestii przypisania mu współpracy z SB. Wszystkie materiały dziennikarskie zostały opublikowane w oparciu o opracowanie Daniela Wicentego, Weryfikacja Gdańskich Dziennikarzy w Stanie Wojennym, wydanym przez IPN w 2015 r.
Sprawę prowadził sędzia Piotr Kowalski. Na rozprawę nie były wezwane pozwane. Natomiast sam zainteresowany Henryk Jezierski przyszedł spóźniony i wyszedł znacznie przed jej zakończeniem – powodem były toczące się niemal w tym samym czasie inne procesy sądowe z jego udziałem. Henryka Jezierskiego reprezentowała jego córka, mecenas Małgorzata Jezierska-Wojdak. Joannę Strzemieczną-Rozen reprezentował jej pełnomocnik mecenas Wenanty Plichta, natomiast Agatę Mielczarek mecenas Tomasz Plaszczyk. Z ramienia Centrum Monitoringu Wolności Prasy proces sądowy obserwowała Maria Giedz. CMWP SDP wydało opinię działania jako amicus curiae.
Sąd uznał, że obie pozwane nie będą ponownie przesłuchiwane, gdyż ich uzupełniające zeznania niczego nowego nie wniosą.
– Sąd zmierza do zamknięcia rozprawy – stwierdził sędzia Piotr Kowalski. – Sąd postanowił dopuścić do sprawy dowód z akt paszportowych Henryka Jezierskiego oraz w całości z akt z IPN dołączonych do sprawy i nadesłanych do Sądu. W IPN zachowała się jedynie teczka z dokumentami paszportowymi Henryka Jezierskiego oraz karta rejestracyjna. Pozostałe dokumenty w 2010 r. zostały zniszczone i nie ma obecnie możliwości dowiedzieć się, czego dotyczyły.
W mowie końcowej mec. Małgorzata Jezierska-Wojdak przedstawiła stanowisko Powoda, które jest niezmienione od momentu złożenia pozwu. Podkreśliła, że w świetle przedstawionych z IPN materiałów, a także na podstawie zeznań świadków nic nie wskazuje, aby Powód był współpracownikiem SB.
– Zwłaszcza zeznania świadka Daniela Wicentego, na którego pozwane się powołują. Ten świadek wyraźnie rozróżniał fakt współpracy od faktu zarejestrowania i wyrejestrowania ze współpracy ze służbami bezpieczeństwa. W rozmowie z panią Mielczarek nigdy nie wskazywał, że powód współpracował ze służbami bezpieczeństwa – podkreślała Jezierska-Wojdak.
Dokumenty mówią jedynie o tym, że został zarejestrowany jako kandydat na tajnego współpracownika i wyrejestrowany. Dodała też, że: – pozwana Agata Mielczarek musiała mieć świadomość, iż Jezierski nie był tajnym współpracownikiem. Z zeznań pozwanej wynika, że czyniono na niej naciski i to nie było przypadkowe. Naciskała dyrektor gdańskiej telewizji red. Joanna Strzemieczna-Rozen. Skutkiem opublikowania w telewizji spornego materiały było wykreślenie Powoda z Rady Programowej TVP3 Gdańsk.
Małgorzata Jezierska-Wojdak przedstawiła też, ze względu na długość trwania rozprawy (było 6 rozpraw) żądanie zamieszczenia przeprosin zarówno w piątkowym wydaniu „Panoramy”, jak i na portalu TVP3 Gdańsk, a także w formie komercyjnej reklamy na portalu (strona główna), który jest własnością Powoda Henryka Jezierskiego, ukazującej się przez miesiąc i nie później niż 14 od daty uprawomocnienia się Sądu. Ponadto przez kolejne 12 miesięcy oświadczenie to ma ukazywać się na tym samym portalu, ale w dziale publicystyka. Pozwane mają też pokryć koszty procesowe oraz uiścić sporą kwotę na cele społeczne, a także na rzecz Powoda, jako zadośćuczynienie za upokorzenie i poniesione straty. Henryk Jezierski dodatkowo osobiście wyraził swoje stanowisko, twierdząc, że proces był linczem na dziennikarzu, który miał przestać być dziennikarzem i to się w jakiejś części pani Strzemiecznej udało. Druga sprawa jeśli chodzi o szczególną dbałość pani Strzemiecznej żeby w radach nadzorczy i radach programowych nie było współpracowników SB lub tych, których się o to podejrzewa – powiedział Henryk Jezierski – to chciałem zauważyć, że w Radzie Programowej Radia Gdańsk znajduje się osoba, (znajdowała się, bo się skończyła kadencja), która nie tylko była zarejestrowana wzorcowo przez SB ze wszystkimi danymi, ze wszystkimi deklaracjami, ale są też dokumenty potwierdzające jej kontakty z oficerami SB w postaci rachunków z kawiarni. I ta osoba nie była przedmiotem jakichkolwiek rozważań pani Strzemiecznej tak dbającej o to, żeby rady programowe były wolne od współpracowników SB – powiedział Powód.
Mecenas Wenanty Plichta, pełnomocnik Joanny Strzemiecznej-Rozen w mowie końcowej podkreślił, że ani materiał telewizyjny, ani tocząca się rozprawa z powództwa Jezierskiego nie były żadnym linczem dokonanym na Jezierskim, bowiem Powód nadal jest czynnym, publikującym dziennikarzem. Publikuje na swoim portalu moto.media.pl. różnego rodzaju artykuły. Dodał też, że – nie ma fizycznej możliwości zakazać komuś być dziennikarzem. Mecenas Plichta wniósł oddalenie powództwa w całości i obciążenie Powoda kosztami postępowania. Zdaniem mecenasa Plichty nie jest uzasadnione stanowisko Powoda, że prezes IPN stwierdził, iż Jezierski nie był TW. W decyzji wydanej 11 maja 2019 r. stwierdzono jedynie, że Henryk Jezierski nie był pracownikiem, funkcjonariuszem lub żołnierzem organów bezpieczeństwa i państwa. Natomiast prezes IPN w żaden sposób nie mógł się do tego odnieść, czy był tajnym współpracownikiem, czy nie. Stwierdził jedynie, że brak jest dokumentów wytworzonych przez Powoda lub przy jego udziale w ramach czynności wykonywanych przez niego w charakterze tajnego informatora. Ze sprawy wiemy, że takie dokumenty były, tylko – wynika to również z dokumentów przekazanych przez IPN – zostały zniszczone w 2010 r. Obecnie Powód dosyć swobodnie operuje faktami, ponieważ wie, że nie ma dokumentów.
Plichta dodał też: – Znamienne jest nagranie wywiadu z Powodem, gdzie… w 4 min. 10 sek. stwierdził – odpowiadając na pytanie Agaty Mielczarek: jakim sposobem pana nazwisko tam się pojawia, czyli na liście tajnych współpracowników? – „nie wiem, może, no po prostu pisałem. No wie pani, przy wyjazdach zagranicznych przecież wiadomo, że oficerowie SB z dziennikarzami rozmawiali, po prostu oczekiwali tego, czego oczekiwała od nas BND (porównanie do niemieckiej agencji wywiadowczej).
– Jest sprawą bezsporną, iż Powód w latach 80-tych bardzo często wyjeżdżał za granicę i to w różnych okresach; zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego, jak też pod koniec lat 80. –kontynuował mecenas Plichta. – Można powiedzieć, że był prekursorem do niedawna częstych wyjazdów Polaków za granicę. Przychodziło mu to z wielką łatwością. Potwierdził, że miał kontakty z funkcjonariuszami SB. Nawet pojawia się tam tajemniczy agent Tomek. Agent Tomek to nie jest wymysł ostatnich czasów, ale już w latach 80. był Tomek, z którym spotykał się Powód. Do tych kontaktów, jak zeznał Powód, dochodziło bez oporu. Chętnie spotykał się z funkcjonariuszami SB. A nawet pytany podczas rozprawy powiedział, że chciał się czegoś dowiedzieć o środowisku.
W dalszej części mowy końcowej Plichta wspomniał o materiale prasowym autorstwa Jezierskiego na temat Waldemara Jaroszewicza, gdańskiego radnego, członka Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy oraz członka Katolickiego Stowarzyszenia Civitas Christiana, który ukazał się na portalu Powoda („Z rejestru SB na listę PiS”). Henryk Jezierski w artykule tym zarzuca radnemu agenturalną przeszłość i stałą współpracę z SB. Pokłosiem tego artykułu jest wyrok karny, na razie nieprawomocny, jaki zapadł niedawno w Sądzie Rejonowym Gdańsk-Południe, a skazujący Henryka Jezierskiego m.in. na karę pozbawienia wolności na okres 4 miesięcy, która to kara została warunkowo zawieszona.
– Powód przyjął w swoim postępowaniu podwójne standardy zachowania, uznając, że może oskarżać inne osoby o współpracę z SB nie mając na to żadnych wiarygodnych dokumentów – mówił Wenanty Plichta.
Pełnomocnik red. Strzemiecznej-Rozen odniósł się też do zarzutu wobec pozwanych o nierzetelność dziennikarską podczas przygotowywania materiału wyemitowanego w TVP3 Gdańsk. Podkreślał, że: – red. Mielczarek przeprowadziła szereg rozmów i w tym również z Powodem, umożliwiając mu ustosunkowanie się do publikacji zawartej w książce wydanej przez IPN. Powód w rozmowie z red. Mielczarek nie wykluczył, aby coś napisał do SB. I zachowuje się bardzo swobodnie, bo jest przekonany, że żadne dokumenty na temat jego kontaktów z SB się nie zachowały. Dodał, że w czasach PRL-u SB uchodziło za instytucję bardzo rzetelną, nie można więc kwestionować prawdziwości zapisów, które się zachowały.
Mecenas Plichta podkreślał, że przedmiot wyemitowanego programu służył ważnym interesom społecznym. Powód zapomniał, że został członkiem organu ustawowego. A przecież społeczeństwo jest zainteresowane, kto działa w takich radach programowych. Stąd wzięło się zainteresowanie Powodem i jego przeszłością, co nie jest wynikiem jakiejś walki, tylko służyło wyjaśnieniu, kim jest osoba mająca wpływ na programy emitowane w telewizji. Podkreślił też, że pozwana nie miała wpływu na wybór członków Rady, gdyż jedynym organem do tego powołanym jest Rada Mediów Narodowych. Ustawa nie przewiduje odwołania członka RP w trakcie kadencji. Dlatego Rada Mediów Narodowych uchyliła się od skutku swojego oświadczenia o powołaniu Henryka Jezierskiego w skład Rady Programowej. Inaczej, Henryk Jezierski nigdy nie był członkiem RP, bo to uchylające oświadczenie ma moc prawną. Stąd wszystkie stwierdzenia Powoda, że określone siły chciały się pozbyć z Rady jedynego niezależnego dziennikarza nie mają najmniejszych podstaw w rzeczywistości.
Na koniec mec. Plichta poruszył kwestię żądań Jezierskiego w przypadku nieprzychylenia się przez Sąd do stanowiska strony pozwanej i uznania, że doszło do naruszenia dóbr osobistych Powoda w wyniku emisji materiału z dnia 27 stycznia 2017 r. Powód żąda od Pozwanej zamieszczenia przeprosin na portalu prowadzonym przez Powoda. Umieszczenie tekstu przeprosin na portalu Powoda, który jest jednocześnie wydawcą, redaktorem naczelnym i jedynym dziennikarzem, może doprowadzić do nadmiernych kosztów. Powód nie ma cennika i może zastosować każdą sumę. Znany jest przypadek w Trójmieście, kiedy Powód zastosował absurdalnie wysoką cenę dla osoby, która przegrała proces karny o zniesławienie. Oskarżona płaci wysokie koszty za opublikowanie wyroku sądu na portalu Powoda – zauważył mec. Wenanty Plichta. Wg pozwanych dziennikarek ogłoszenia sądowe przepraszające nie powinny się ukazywać na tym portalu. Portal ten słynie z tego, że publikuje się tam bardzo kontrowersyjne treści, które nie są przyjęte w cywilizowanym świecie mediów (w artykule „Cel uświęca trupy” Jezierski pisze o jednej z partii: „najbardziej zażydzona z partii”). Jezierski zamieszcza tam teksty o wyraźnym wydźwięku antysemickim, bardzo negatywnie wypowiada się o osobach zmarłych (np. o Lechu Kaczyńskim, prof. Bronisławie Geremku). Publikowanie na tym portalu wyroku sądu urąga cywilizowanym standardom – powiedział mec. Plichta.
Sędzia Kowalski zadecydował o zapisaniu do protokołu prośby o niezamieszczaniu przeprosin na prywatnym portalu Powoda. (moto.media.pl), gdyż istnieje uzasadnione podejrzenie o zastosowaniu „szczególnie ciężkiej” taryfy wobec Pozwanej, a ponadto umieszczane są tam teksty o silnym zabarwieniu antysemickim oraz uwłaczające osobom zmarłym.
Mecenas Tomasz Plaszczyk, pełnomocnik Agaty Mielczarek, podobnie jak jego poprzednik, wniósł o oddalenie powództwa i zniesienie kosztów procesowych. Oprócz spraw poruszonych przez mec. Plichtę, zwrócił uwagę na trzy sprawy.
- Powód zarówno przed połączeniem rozpraw jak i teraz bardzo usilnie starał się uczynić z tej sprawy proces lustracyjny. Plaszczyk stanowczo stwierdził, że to nie jest proces lustracyjny. Jego zdaniem Powód z racji zniszczenia dokumentów dowodowych w bardzo swobodny sposób ma możliwość manipulowania faktami.
- Pełnomocnik red. Mielczarek uważa, że dziennikarz telewizji publicznej dołożył wszelkiej staranności opracowując materiał prasowy, co w niniejszej sprawie zostało wykazane wszystkimi dowodami. Zostało to też poparte opinią przyjaciela sądu w postaci Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. O rzetelności dziennikarskiej red. Mielczarek świadczą m.in. zeznania świadków na temat procedury przygotowywania materiału. Według pierwotnej wersji ten materiał miał się ukazać tego samego dnia, natomiast pozwana, narażając się na konsekwencje pracownicze postanowiła zrobić tak, jak się powinno pracować, kiedy chcemy mówić o dochowaniu rzetelności, staranności dziennikarskiej. Nie można jej więc zarzucić naruszenia zasad profesjonalizmu, zasad rzetelności dziennikarskiej, że działała w sposób bezprawny i że naruszyła dobra osobiste Powoda. Oczywiście Powód mógł czuć się dotknięty, ale mentalne i moralne odczucia powoda powinny zostać poza zakresem tego postępowania.
- W przypadku, gdyby jednak Sąd uznał, że pozwana naruszyła dobra osobiste Powoda, pełnomocnik red. Mielczarek prosił o nie nakazywanie pozwanej umieszczenia tekstu przeprosin na portalu Powoda. Ponieważ zachodzi obawa żądania, być może w celu merkantylnym, zbyt wysokiej opłaty za zamieszczenie tego ogłoszenia. Po drugie z punktu widzenia tego co się ukazuje na tym portalu, to trudno sobie wyobrazić, aby nazwisko profesjonalnego dziennikarza, niezależnie od tego jaką reprezentuje redakcję, mogło się znaleźć na portalu, na którym podpisujący się Henryk Jezierski, np. w styczniu 2019 r. pisze w artykule „Ani kropli polskiej krwi na żydowską macę”: Obserwując dzisiejsze uroczystości pogrzebowe eks-prezydenta Gdańska w Bazylice Mariackiej miałem zamiar skoncentrować się na ekumenicznym, czyli żydowskim obrządku tego spektaklu i poddać gruntownej weryfikacji swoje dotychczasowe przekonanie na temat rodowodu zamordowanego. Od dziesięcioleci uważałem bowiem Pawła Adamowicza za potomka tej części Litwinów, którzy nienawiść do Polaków z jednoczesnym kundlizmem wobec swołoczy sowieckiej – zarówno stalinowskiej, jak i hitlerowskiej – wyssali z mlekiem matki. Ta cecha dawała im zresztą przepustkę do wyjazdu z Litwy na odzyskane, historyczne ziemie polskie.
Na głównej stronie owego portalu Jezierskiego jest też zakładka: „Żydokomuna w realiach polskich 1926-2021”. Znajdują się tam również takie artykuły jak: „Solidarni utrwalacze żydokomuny”, „Casus Trump: Memento dla szabasgojów”, albo „Warto być Polakiem, czyli patriotyzm po żydohazarsku”.
– Absolutnie nieuzasadnione i wręcz szkodliwe byłoby, zwłaszcza w majestacie prawa, dokładanie się finansowe do publikowania tego typu treści. Natomiast wszelkie inne formy przeprosin są zasadne – uznał mec. Plaszczyk.
Mec. Jezierska-Wojak zamierzała polemizować z pełnomocnikami obu pozwanych, jednak sędzia Kowalski zakończył wszelką dyskusję, proponując złożenie uzupełnień w załączniku do protokołu.
Rozprawa, najprawdopodobniej końcowa z ogłoszeniem wyroku, została zaplanowana na 13 maja 2021 r.
stanowisko CMWP SDP w tej sprawie :
***
Przypomnijmy:
Henryk Jezierski zaprzecza, aby był współpracownikiem SB.
IPN podaje, że w jego zasobach zostały odnalezione trzy zapisy ewidencyjne dotyczące Henryka Jezierskiego:
- Nr 57968 – Wydz. III zarejestrował w dniu 27 kwietnia 1988 r. Jezierskiego na kandydata tajnego współpracownika (KTW) o pseudonimie „JUREK”. 1 lipca 1988 r. sprawę przerejestrowano na TW „JUREK”
- 3 lipca 1989 r. Wydział III Gdańsk przekazał sprawę Jezierskiego do Archiwum Wydziału „C” do numeru I-26134 akta sprawy zarejestrowanej do numeru 57968. Na karcie dopisano „odmowa współpracy rok brakowania – 2005”.
- Zapis na karcie MKr – 3 z kartoteki odtworzeniowej MSW w Warszawie dotyczącej Henryka Jezierskiego, z której wynika, że akta archiwalne Wydziału „C” WUSW Gdańsk nr I-26134 zmikrofilmowano i zniszczono. Jako datę zniszczenia mikrofilmu nr 25134/I wskazano 2010 r.
Opracowanie: Maria Giedz
Zdjęcie: Maria Giedz