Kierowane przeze mnie Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP unika jak ognia ocen etycznych i moralnych postępowania jednych dziennikarzy wobec drugich dziennikarzy. Nieraz zresztą  tocząc ostre spory w tej sprawie. Sytuacja ta ma kilka przyczyn.

Po pierwsze byłoby to wbrew zasadom działania CMWP. Komórka mająca być adwokaturą ludzi pióra i mediów generalnie szybko zamieniłaby się w piekiełko kolejnych międzyśrodowiskowych dintojr. Nasze podstawowe funkcjonowanie zostałoby po prostu zablokowane. Po drugie, tego rodzaju działanie mogłoby być wręcz kontroproduktywne dla podstawowej działalności CMWP, bo mogłoby się na przykład okazywać, że nasze oświadczenia w sprawie tego, że „pan X zachował się niegodnie nazywając pana Y takim owakim” stanowią dowód w sądach, w sprawach wytaczanych dziennikarzom z przepisów Kodeksu karnego czemu Centrum, jak wiadomo, od lat się sprzeciwia. Po trzecie, osobiście uważam, że  nie mam etycznych kwalifikacji ku temu. Jestem osobą piszącą, biorącą udział w sporach publicystycznych, nie stroniącą od złośliwości,  i wystawianie cenzurek innym dziennikarzom w formie oficjalnych oświadczeń byłoby nadmierną hipokryzją jak na moje możliwości.

Wszystko to nie zmienia faktu, że uważam, iż historia, która wydarzyła się kilka dni temu na antenie telewizji „Superstacja” powinna doczekać się reakcji wszystkich możliwych środowisk reprezentujących interesy dziennikarzy, bo jej brak będzie faktyczną zgodą na to, by standardy medialne wyznaczali internetowi trolle i zdiagnozowani psychopaci. Stąd niniejszy artykuł.

„Superstacja”, przypomnijmy to telewizja o skromnej oglądalności, ale należąca do potężnej grupy Telewizji Polsat, stworzonej przez Zygmunta Solorza-Żaka. We wtorek 14 lutego dziennikarz Jakub Wątły prowadził rozmowę z Tomaszem Jastrunem, podczas której mówił o dziennikarzach TVP per „ludzie jedzący własne odchody” i tak dalej. Część z określeń, jak „gnidy” dość jednoznacznie przywodziła na myśl hasła rodem z propagandy hitlerowskiej („wszy, gnidy, tyfus plamisty”). Nie chcę nadmiernie wnikać w to, co nim kierowało. Prawdopodobnie mówił szczerze, co myśli. Mówienie, co się myśli nie jest antydyspozycją do pracy w mediach, myślenie i mówienie takich rzeczy jak wyżej wspomniane antydyspozycją powinno być zdecydowanie. Nie będę wnikał też w zachowanie Jastruna, który co prawda „gównojadami” nie poleciał, ale nie zająknął się ani słowem w stylu „panie, tak nie wolno”. Nie wiem, czy zabrakło mu odwagi cywilnej by spostponować prowadzącego w „Superstacji”, czy też jako kontynuator tradycji europejskiego humanizmu uważa tego rodzaju opinie za dopuszczalne i w normie.

Ważne są zupełnie inne sprawy. Wybaczcie, ale znowu  będzie wymienianka. Po pierwsze, sprawy Wątłego, osoby szerzej nie znanej i dziś zapewne mającej swoje fatalne pięć minut nie byłoby, gdyby nie cykl „wyczynów” jego rozmaitych domniemanych mentorów, który stworzył przyzwolenie na takie zachowanie. Paranaukowe przemyślenia Magdaleny Środy na temat psychicznych defektów osób, których ona nie lubi. Robienie przez polityków PO bohatera z kierowcy, który niefortunnie zderzył się z samochodem premier. Tomasz Lis „lajkujący” tłity, w których nielubianą dziennikarkę odsyła się do pornola i ze zrozumieniem do Lisa odnoszący się były szef dyplomacji w rządzie PO. Dziennikarz „Superstacji” uznał zapewne, że tak wolno i wyraził to po swojemu, na miarę swoich możliwości. Był najniższą, najbardziej do tej pory prymitywną emanacją, w tej piramidzie nienawiści. Poniżej może być już tylko wypowiedź niemedialna, w stylu Ryszarda Cyby.

Po drugie, ale ważniejsze, uderzający jest zupełny brak reakcji rozmaitych środowisk dziennikarskich, także tych, znajdujących się po umownej stronie Wątłego. Przypominam sobie, gdy przed kilku laty reżyser i polityk Grzegorz Braun bredził o kulach latających po redakcji „Gazety Wyborczej” i liczne negatywne reakcje na to z prawej strony. Reagowało także CMWP. Tu takiej reakcji ze strony choćby wspomnianej „Gazety”, czy bliskiego jej i poprzedniej władzy Towarzystwa Dziennikarskiego brak.

Po trzecie, co najważniejsze (piszę te słowa w piątek rano) uderza mizerna reakcja ze strony szefostwa anteny („nie myślimy tego, co myśli Wątły”), a także brak reakcji władz grupy Telewizja Polsat, które przecież o sprawie muszą już chyba wiedzieć. Żadnych konsekwencji, żadnych przeprosin.

Szefowie p. Wątłego powinni pamiętać, że jeśli stworzą przyzwolenie na zupełną rezygnację z jakichkolwiek standardów profesjonalnych, to nie mogą się dziwić, gdy pewnego dnia inny hejter, z innej strony, będzie się zajmował w ten sposób i nimi.