W Sądzie Okręgowym w Warszawie 4 lipca odbyła kolejna rozprawa z powództwa siedmiu profesorów Uniwersytetu Warszawskiego: Moniki Płatek, Jolanty Urbanik, Eleonory Zielińskiej, Jacka Jagielskiego, Wojciecha Jerzego Kocota, Jakuba Urbanika i Mirosława Wyrzykowskiego przeciwko red. Tomaszowi Sakiewiczowi, Maciejowi Maroszowi oraz Niezależnemu Wydawnictwu Polskiemu Sp. z o.o. Sprawa dotyczy artykułu „Jądro postkomunizmu, czyli wydział prawa Uniwersytetu Warszawskiego”, który 27 lutego 2019 r. ukazał się na łamach tygodnika Gazeta Polska. Posiedzenie odbyło się w trybie zdalnym.
Prawnicy wydziału prawa Uniwersytetu Warszawskiego uważają się za elitę prawniczą i ubierają się dziś w piórka obrońców demokracji, praworządności i państwa prawa, tymczasem sami bardzo często mają związki z systemem komunistycznym i nierzadko ochoczo go współtworzyli – napisał we wstępie do artykułu jego autor Maciej Marosz. W dalszej części autor artykułu wymienia konkretne osoby charakteryzując ich działalność w czasach PRL-u i opisując ich związki z przedstawicielami ówczesnej władzy np. przynależność do PZPR.
Osoby, które opisane zostały w artykule skierowały do sądu pozew o naruszenie dóbr osobistych (art. 24 kodeksu cywilnego). Podczas czwartkowej rozprawy doszło do przesłuchania Macieja Marosza oraz dwojga profesorów.
Jako pierwszy zeznania złożył prof. Mirosław Wyrzykowski. Obecny profesor Uniwersytetu Warszawskiego wyraził swoje oburzenie się z powodu wiązania jego nazwiska z systemem komunistycznym: Ja nie miałem żadnego związku z komunizmem: ani z ideologią komunistyczną, ani z praktyką komunistyczną, dlatego że jako członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej miałem do czynienia z sytuacją, w której realizowany był pewien program o charakterze oczywiście politycznym, ale o charakterze społecznym, o charakterze ekonomicznym. Była to mieszanka różnego rodzaju idei i poglądów, spośród których najbliższe mi były te, które związane były ze sprawiedliwością społeczną, równością wobec prawa, pomocą tym, którzy potrzebują – i tak wyobrażałem sobie wówczas i dzisiaj – z perspektywy prawie 45 lat od wystąpienia z PZPR – podtrzymuję swój pogląd (…)”.
Pełnomocnik strony pozwanej mec. Andrzej Lew-Mirskiego przytoczył fakt prowadzenia zajęć dydaktycznych przez prof. Wyrzykowskiego w Wyższej Szkole Oficerskiej w Legionowie już przed okresem transformacji ustrojowej. Szkoła ta przez wiele lat uważana była za główny ośrodek szkolenia Urzędu Bezpieczeństwa, a następnie Służb Bezpieczeństwa. Jak podaje Grzegorz Wołk, badacz dziejów opozycji politycznej oraz aparatu represji w PRL, ośrodek ten kształcił „funkcjonariuszy SB z metod pracy operacyjnej, śledzenia, prowadzenia obserwacji, zakładania podsłuchów czy prowadzenia przesłuchania” (link poniżej z cytatem na ten temat). Wykładowca, pytany przez Lew-Mirskiego o słuszność swojej pracy w szkole o sowieckim rodowodzie, odpowiedział krótko: ani duma, ani wstyd, potwierdzając tym samym fakt swojej pracy w tej Szkole Oficerskiej.
W trakcie przesłuchania red. Tomasz Sakiewicz dopytywał Mirosława Wyrzykowskiego, dlaczego opisując swoją ścieżkę naukową, pominął pewien fakt dotyczący pracy w urzędzie „stworzonym przez reżim Jaruzelskiego w celu zamazywania rzeczywistości”. Na pytanie naczelnego GP „Panie profesorze, czy prawdą jest, że pracował pan w instytucji, która dzisiaj być może brzmi dumnie i godnie, ale w przeszłości miała być może trochę inne znaczenie, a mianowicie w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich prof. Ewy Łętowskiej?”, profesor odpowiedział bez wahania: „Tak i jestem z tego dumny”.
W dalszej kolejności swoje zeznania złożyła prof. Eleonora Zielińska. Współautorka pozwu uznała, iż stwierdzenie o prezentowaniu przez nią idei komunistycznych teraz, gdy jest wykładowcą akademickim, stanowi informację poniżającą, zaś artykuł szkaluje ją w środowisku. Tak to odebrałam i według moich przekonań zdyskredytowano mnie w oczach studentów – powiedziała Eleonora Zielińska. Zwróciła także uwagę, iż musiała „tłumaczyć się” z informacji zawartych w artykule, zaś trwający już od lat proces negatywnie odbił się na jej stanie zdrowia.
Jako ostatni został przesłuchany Maciej Marosz. Pytany o motywacje popełnienia artykułu Autor tłumaczył: Po okresie komunizmu nie było realnych, rzeczywistych rozliczeń tej epoki, która wiązała się z oczywistymi złymi konsekwencjami. Te konsekwencje niesione są dalej w naszą teraźniejszość i przyszłość. Według byłego dziennikarza rozliczenia te objęły jedynie część osób uczestniczących w działalności przestępczej komunizmu: Celem moim była próba pokazania w świetle dziennym przemilczanych informacji, a osoby, które uznały dotąd, że wzięły prysznic po komunizmie i już mogą funkcjonować jako demokratyczni przedstawiciele prawa albo nawet tacy, którzy mogą wręcz pouczać nas o prawie i demokracji – aby te osoby miały szansę zrehabilitować się i wyjaśnić, co miało miejsce, dlaczego wstąpiły do PZPR, dlaczego były w Wyższej Szkole Oficerskiej, dlaczego funkcjonowały w organach, które podtrzymywały życie tego totalitarnego systemu mordującego ludzi, który odebrał Polsce tlen na 45 lat. Ten artykuł miał być próbą wyciągnięcia ręki do takich osób, które nie zdołały się z tego rozliczyć”.
Po rozprawie zwróciliśmy się do pozwanych z prośbą o odniesienie się do sprawy.
Tomasz Sakiewicz uważa, że autorzy pozwu obawiają się przypominania ich przeszłości oraz wskazywania powiązań poprzedniej działalności z dzisiejszymi poglądami. „Naukowcy z wydziału prawa [Uniwersytetu Warszawskiego – przyp. red.] czują się urażeni tym, że opisaliśmy ich drogi życiowe, które naszym zdaniem mogą sugerować ich postawy społeczne, polityczne czy pewien rodzaj zachowań, które generują w życiu publicznym” – twierdzi naczelny Gazety Polskiej. „Tekst ma charakter czysto poglądowy – nie miał na celu piętnowania kogokolwiek czy wskazywania jakiegoś szczególnego zła, ale miał pokazać, że pewne drogi życiowe jednak mogą doprowadzić do późniejszych wyborów – i tylko tyle”.
Maciej Marosz nie ma wątpliwości, że ten proces to standardowa próba przywołania do porządku dziennikarzy, którzy odważyli się naświetlić przeszłość ludzi mających związki z postkomunizmem: Za to ma być jak zawsze surowa kara – zastraszenie ujawniających niewygodne fakty i zrujnowanie ich finansowo – mówi Maciej Marosz. Zdaniem pozwanego sprawa ma jeszcze drugie dno i zwraca uwagę, że pozew został wniesiony przez grupę pracowników akademickich: Ci profesorowie demonstracyjnie pokazują, że nie musieli nigdy i nadal nie muszą z nikim dyskutować na forum o swojej przeszłości i wspieraniu postkomunizmu. Otwartość na debatę to istota akademii. Ale nie dla wspomnianych profesorów. Zamiast debaty, której publikacja miała być początkiem, chcą oni wykorzystać swoją przewagę w tym, że są ludźmi z establishmentu prawniczego i mogą swoich adwersarzy uciszyć przy pomocy sprzyjających im sądów. Maciej Marosz uważa, że autorzy pozwu – będąc pewni swego – pominęli w piśmie procesowym wiele logicznych argumentów: dlatego na sali sądowej usiłują wmówić całemu światu, że tekst można opacznie zinterpretować, by odczytać to, czego w tym tekście w istocie nie ma. To dość prymitywny chwyt erystyczny przez zredukowanie czyjejś tezy do absurdu. Obliczony na to, by pozwani nie mogli się bronić, bo jak można się bronić przed wymyślonymi zarzutami traktowanymi z całą powagą? – mówi Maciej Marosz. Wg niego decyzja sądu będzie miała szersze znaczenie dla wolności słowa i równego traktowania wszystkich obywateli: To jeden z takich procesów, w którym wyrok pokaże, czy w ogóle może być jeszcze mowa o wolności słowa w Polsce i czy jest ona dla wszystkich – powiedział Maciej Marosz
Termin kolejnego posiedzenia wyznaczono na 10 grudnia br. Na ten dzień zaplanowano przesłuchanie m. in. Tomasza Sakiewicza oraz kolejnego profesora ze strony powodowej. Rozprawa odbędzie się już w trybie stacjonarnym
tekst i zdjęcia : Anna Maria Szczepaniak
G. Wołk, Esbecki uniwersytet, https://ipn.gov.pl/pl/historia-z-ipn/152869,Grzegorz-Wolk-Esbecki-uniwersytet.html [data dostępu: 9.07.2024].