Po przerwie spowodowanej pandemią w Sądzie Okręgowym w Poznaniu wznowiono tzw. „proces ochroniarzy” w sprawie o pomoc w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary. Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP jest obserwatorem tego procesu, w imieniu CMWP SDP w rozprawach uczestniczy red. Aleksandra Tabaczyńska.
Proces trwa od stycznia 2019 roku. Oskarżeni to Mirosław R. pseudonim Ryba i Dariusz L. pseudonim Lala, prokuratura zarzuca im uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie 24. letniego dziennikarza Jarosława Ziętary w 1992 r. Obaj mężczyźni nie przyznają się do winy. Na rozprawie 15-go września b.r. miało zeznawać 10 świadków. Zgłosiło się czworo. Wśród nieobecnych 6 świadków jedna osoba była usprawiedliwiona, a okazało się, że pozostali wezwani nie zostali skutecznie powiadomieni.
Jako pierwszy zeznawał były redaktor naczelny nieistniejącej obecnie Gazety Poznańskiej, Przemysław N. 70. letni dziennikarz zatrudnił Jarosława Ziętarę i to podczas jego kadencji doszło do tragicznych wydarzeń związanych ze zniknięciem i w konsekwencji śmiercią reportera. Na pytanie sędziego, co świadek wie o tej sprawie Przemysław N. odpowiedział: – Zatrudniłem młodego, inteligentnego dziennikarza, to się okazało już po kilku miesiącach jego pracy. 1. września miał przyjść do redakcji. Nie przyszedł. Niepokoiliśmy się bardzo tym wszyscy. Oficjalne poszukiwania rozpoczęliśmy po kilku dniach pisząc o tym na łamach gazety. Nawiązaliśmy kontakt z Policją i przez różne redakcyjne kontakty prosiliśmy o pomoc.
Ponadto świadek zeznał, że dziennikarz nigdy nie zgłosił mu, że zbiera materiały dotyczące Elektromisu. I że publikacje na ten temat, autorstwa Ziętary, nie powstały na łamach Gazety Poznańskiej. Uzupełnił też, że to on zlecił reporterowi temat bazy PKS w Śremie, gdzie w dziwnych okolicznościach zginął księgowy. W tym materiale Ziętara odsłaniał kulisy prywatyzacji olbrzymiej bazy transportowej w Śremie. Dopytywany przez prokuratora i oskarżyciela posiłkowego Jacka Ziętarę, brata Jarka, N. uzupełniał: Nie zauważyłem nigdy śladów pobicia dziennikarza.(…) Nigdy nie zgłaszał, że ma jakieś problemy, że ktoś go straszy, czy odwiedza w domu.(…) Nie mam wiedzy o przeszukiwaniu biurka Ziętary. Redakcja była wtedy w totalnym remoncie. Nie było też takich restrykcji jak obecnie. Instytucje były otwarte. Nie sądzę by Policja weszła i nie poinformowano mnie o tym. (…) Nie wiem czy Ziętara gdzieś jeszcze pracował. (…) Fakty o kontaktach Ziętary z UOP znam, ale wyłącznie z mediów. W tamtym czasie się o tym nie mówiło.(…) Przed 2014 rokiem nie byłem rozpytywany o tą sprawę.
Z wtorkowych zeznań Przemysława N. wynika również, że w redakcji nie było możliwości pisania o przekrętach Elektromisu, a także o Mariuszu Ś., twórcy holdingu. Jeden z artykułów miał zablokować współwłaściciel gazety Michał S., dobry znajomy szefa Elektromisu. N. opowiedział o jeszcze jednym zdarzeniu świadczącym o wpływach Mariusza Ś. w Gazecie Poznańskiej, którą przejął na początku lat 90. znany tenisista Wojciech F. – Wojciech F. osobiście przedstawił mi wtedy [chodzi o spotkanie] szefa Elektromisu jako nowego wydawcę Gazety Poznańskiej. Byłem tym oburzony, zadzwoniłem potem do dwóch polityków. Więcej już nie poruszano przy mnie tego tematu. Zaczęliśmy tworzyć własne wydawnictwo. W redakcji był jednak nacisk, by o szefie Elektromisu w ogóle nie pisać.
W swoich zeznaniach Przemysław N. odniósł się także do znajomości Aleksandra Gawronika z szefem Elektromisu Mariuszem Ś. Przypomnijmy, że oskarżonym w sprawie Ziętary jest również Aleksander Gawronik, któremu prokuratura zarzuca podżeganie do zabójstwa Ziętary. Miał to zrobić na terenie Elektromisu, w towarzystwie Mariusza Ś. Jednak Ś. występuje wyłącznie w charakterze świadka w tej sprawie, gdyż nie usłyszał żadnych zarzutów.- Aleksander Gawronik nie był biznesmenem tej „klasy”, co Mariusz Ś., który robił wtedy wielkie interesy. Aleksander Gawronik nie był władny wydawać poleceń pracownikom Ś. Po tych słowach, sprzeciwiła się adwokat oskarżonych Agata Michalska – Olek, wskazując, że świadek opisuje swoje oceny.
Przemysław N. z Gazetą Poznańską związany był już w latach 1973-1974, pracował wtedy jako tak zwany wolny strzelec, nie było dla niego wtedy etatu. Najczęściej jako redaktor redakcji nocnej pisząc sprawozdania sądowe. Współpracował także z Milicją Obywatelską w kwestii opisywania ciekawszych spraw. Swoją współpracę z Gazetą Poznańską zakończył nieformalnie, z chwilą ogłoszenia stanu wojennego, gdyż nie wpuszczono go już do redakcji. Od tego momentu do 1989 r. prowadził zakład krawiecki. W latach 90 wrócił do zawodu.
Kolejny przesłuchiwany świadek to Artur Ł., 50. letni kierowca mechanik, w 1992 roku zatrudniony jako kierowca redakcyjny. – Rano [1 września 1992 roku] miałem jechać w teren z Jarkiem. Pamiętam, że tamtego dnia rano pojawiłem się w redakcji. Stamtąd mieliśmy jechać razem z Jarkiem Ziętarą. Jednak około godziny 8 rano dostałem informację od sekretarki, że wyjazd jest odwołany. Przyczyny mi nie podano. Tego dnia nigdzie nie wyjeżdżałem, byłem do dyspozycji redakcji. Po południu polecono mi pojechać na Kolejową, by sprawdzić, dlaczego Jarek nie pojawił się tego dnia w redakcji. Zapukałem, ale nikt nie otworzył drzwi – zeznał Artur Ł.
Z zeznań Artura Ł. wynika, że w tygodniu były wyjazdy z dziennikarzami do ościennych gmin, gdzie rzadko docierali dziennikarze. Nie wszyscy chcieli jeździć w teren dlatego wysyłano tam najmłodszych. W redakcyjnym samochodzie jechały cztery osoby: dwóch dziennikarzy, jeden fotoreporter i kierowca. Artur Ł. potwierdził, że w samochodzie nikt nie rozmawiał o tym czym się zajmuje, chroniąc swoje ustalenia. Nawet gdy jechał sam z Jarkiem rozmawiali na tematy nie związane z pracą. W dniu zaginięcia miał go odebrać z redakcji. Bywało też, że podjeżdżał po niego do domu. Wtorki i czwartki wyjeżdżali z dziennikarzami, a poniedziałki, środy i piątki były przeznaczone na załatwianie spraw administracyjnych. Ponadto świadek zeznał, że widywał w 1992 roku w redakcji Aleksandra Gawronika w towarzystwie Leszka Ł. zastępcy redaktora naczelnego. I jak dodał „ zresztą wiadomo było, że sekretarką Mariusza Ś. była żona Ł.” Wizyty pokrywały się w czasie z turniejami tenisowymi organizowanymi w Poznaniu.
Sprawa odwołania wyjazdu, wciąż budzi emocje. Część dziennikarzy, ówczesnych kolegów Ziętary uważa, że ktoś z redakcji Gazety Poznańskiej mógł współpracować z porywaczami. Innymi słowy celowo odwołać samochód, by Jarek musiał pieszo dotrzeć do redakcji. Dzięki temu przestępcy podający się za policjantów mogli na niego zaczekać i uprowadzić dziennikarza idącego w stronę redakcji.
Edward K. to trzeci świadek zeznający podczas wtorkowej rozprawy. Dziś to emerytowany policjant. Wcześniej był milicjantem a na początku lat 90. kierował sekcją zajmującą się przestępstwami gospodarczymi. W tym samym czasie poznał Ziętarę. Na emeryturę przeszedł kilkanaście lat temu w randze wiceszefa poznańskiej policji.
Ziętara przychodził do szefa sekcji ds. PG i miał na to zgodę komendanta, o której świadek również został poinformowany telefonicznie. Policjant nie potrafił odpowiedzieć, o jakie konkretnie podmioty gospodarcze dziennikarz wtedy pytał. Dodał też, że podczas spotkań Ziętara nigdy nie wyglądał na zdenerwowanego czy poturbowanego. Wiem, że chodził nie tylko do nas, ale także do UOP. Sam mi o tym mówił, ale nie wiem, kogo tam odwiedzał. Pamiętam, że na pewno interesował się sprawą gnieźnieńską , która dotyczyła przyjmowania korzyści majątkowych i malwersacji finansowych przez ówczesnych prominentnych działaczy partyjnych – zeznał emerytowany policjant.
Warto uzupełnić, że K. pod koniec lat 90. wszedł w skład grupy śledczej, która wyjaśniała sprawę Jarka. Świadek potwierdził, że wówczas nie wiązano zaginięcia Ziętary z Elektromisem. Nic nie wiedział o czynnościach wykonywanych w miejscu pracy dziennikarz.. W odczuciu świadka czynności zaraz po zaginięciu były źle przeprowadzone. Nie przeprowadzono dobrze oględzin mieszkania oraz wywiadu wśród sąsiadów. Na pytanie dlaczego nie wszczęto sprawy o zabójstwo, odpowiedział: nie wiem, przyjmowano, że mógł wyjechać.
Ostatnia zeznawała Elżbieta D. – N., dziennikarka, autorka artykułu, który ukazał się już miesiąc po zniknięciu Jarosława Ziętary i wskazywał, że zarówno ludzie Elektromisu i sam Aleksander Gawronik mogą stać za tą sprawą.
– Jarka znałam słabo, wcześniej krótko pracował w poznańskim oddziale Gazety Wyborczej. Nie byliśmy dobrymi znajomymi, ale wydaje mi się, że interesowały go afery gospodarcze, na pewno sprawa Elektromisu. Zajmował się tym, co dzisiaj nazywa się dziennikarstwem śledczym. Po jego zaginięciu opisywałam sprawę, rozmawiałam z jego znajomymi. Nie pamiętam już kto powiedział, że zajmował się Gawronikiem i Elektromisem, na pewno tego nie zmyśliłam. W moim tekście z października 1992 roku opisałam różne wersje, w tym wątek partii KPN. Ludzie z KPN-u się odezwali po publikacji i protestowali. Natomiast ani Gawronik, ani Elektromis się nie odzywali, nie przysłali żadnego sprostowania– zeznała Elżbieta D.-N.
Następna rozprawę wyznaczono na 12 października b.r.
tekst i zdjęcia : Aleksandra Tabaczyńska