Druga w tym roku rozprawa przeciwko Aleksandrowi Gawronikowi w sprawie dot. zabójstwa red. Jarosława Ziętary odbyła się  4 marca 2021 roku, w Sądzie Okręgowym w Poznaniu.  Wezwano czterech świadków, jednak do sądu przybyło tylko dwóch. Zdzisław  K. nie odebrał wezwania, a Monika P., przedstawiła zwolnienie. Jako pierwszy tego dnia zeznawał red. Marek Król. Dziennikarz został wezwany na świadka na wniosek prokuratora Piotra Kosmatego w związku z publikacją, jaka ukazała się w styczniu bieżącego roku na łamach Głosu Wielkopolskiego.

To rok 2011 okazał się przełomem w śledztwie dotyczącym losów nieżyjącego poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. W kwietniu tego roku po apelu szefów największych gazet w Polsce Prokuratura Generalna na nowo przeanalizowała sprawę i nakazała wznowienie postępowania ze względu na nowe, nieznane dotąd okoliczności. W czerwcu 2011 wznowione śledztwo i na krótko trafiło ono do prokuratury w Poznaniu. O przeniesieniu go do Krakowa zdecydował prokurator generalny, gdy z postępowania wyłączyli się poznańscy śledczy.

Przypomnijmy, że Jarosław Ziętara wyszedł do pracy 1 września 1992 roku i nigdy nie dotarł do redakcji Gazety Poznańskiej dla której pracował. Jego ciała do dziś nie odnaleziono, a za zmarłego został uznany sądownie w roku 1999. Krakowskie śledztwo w 2011 roku to już trzecia z kolei próba wyjaśnienia tragicznych losów dziennikarza. Dwa poprzednie, które toczyły się w Poznaniu w latach 90 -tych zostały umorzone. Dopiero krakowskie postępowanie zaowocowało zatrzymaniami osób, które, w przekonaniu prokuratora, odpowiadają za tę zbrodnię. I tak w 2014 roku zatrzymano: Aleksandra Gawronika oraz kilka tygodni później, dwóch żyjących ochroniarzy dawnej firmy Elektromis Mirosława R. pseudonim Ryba i Dariusza L. pseudonim Lala. Aleksandrowi Gawronikowi, uznanego w latach 90 -tych za jednego z najbogatszych ludzi w Polsce, zarzucono podżeganie do zamordowania  Jarosława Ziętary podczas narady latem 1992 roku na terenie holdingu. A ochroniarzom zarzuca się porwanie dziennikarza i przekazanie go zabójcom. Kim byli zabójcy do końca nie wiadomo, podobnie jak nie wiadomo gdzie jest ciało zamordowanego, choć według prokuratury szczątki Jarosława Ziętary zostały rozpuszczone w kwasie a pozostałości ukryte w różnych miejscach. Bez odpowiedzi jest także pytanie czy wskazano wszystkich zleceniodawców tego bestialstwa.

Proces objęty jest monitoringiem CMWP SDP, obserwatorem procesu jest red. Aleksandra Tabaczyńska.

Zeznania red. Marka Króla z 4.03.21 r. 

Trudno mi odpowiedzieć skąd znam Aleksandra Gawronika. Nasza redakcja tygodnika Wprost rozpoczęła swoją pracę w Poznaniu i ta znajomość z pewnością datuję się na początek lat 90. Na przełomie marca i kwietnia 1994 roku, Gawronik, już jako senator, odwiedził warszawski oddział redakcji Wprost na ulicy Ordynackiej. Odwiedził mnie, jak rozumiałem jako mediator i zaproponował spotkanie z Mariuszem Ś. Spotkanie miało dotyczyć artykułów ukazujących się we Wprost na temat banku Posnania, którego dysponentem był Mariusz Ś. Kapitał założycielski tego banku był fikcyjnie udokumentowany. Polegało to na tym, że wpisane były jako niezwykle wartościowe wille – PRLowskie klocki, które opiewały na duże sumy. Całe przedsięwzięcie było podejrzane, co potwierdził po dwóch miesiącach nadzór NBP i bank został zamknięty. Zdziwiło mnie, że spotkanie miało się odbyć w lesie. (…)

Po wizycie Gawronika spotkałem się z moimi zastępcami bagatelizując całą rozmowę. Jednak zdecydowano, że mam poinformować o tym zdarzeniu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Po godzinie zostałem wezwany do MSW i spotkałem się z ministrem Milczanowskim, który zaproponował mi ochronę BORu dla całej rodziny. Stwierdził także, że sytuacja jest poważna i nie powinienem jej bagatelizować. Nie byłem przekonany do tych środków. Padło jeszcze stwierdzenie, że władzy nie stać by kolejnemu dziennikarzowi stało się coś złego. Ponadto służby miały informację, że w Poznaniu w hotelu Merkury przebywa Rosjanin ze Specnazu specjalizujący się w zabójstwach na zlecenie.

Spotkanie w domu redaktora Króla

Krótko przed Wielkanocą 1994 roku, Aleksander Gawronik wspólnie z Mariuszem Ś. przyjechali do domu dziennikarza pod Poznaniem. „ Mieli przyjść bez broni, wchodząc podnieśli ręce do góry w geście pozwalającym na przeszukanie, ale nie zrobiłem tego.” Goście Króla mieli jednak broń, którą zostawili w samochodzie, a zauważyła ją córka redaktora, wówczas kilkuletnia dziewczynka, gdy wyprowadzała psy. W budynku stacjonowała już jednostka BOR, a sam dziennikarz został ubrany w kamizelkę kuloodporną.

– Gawronik i Mariusz Ś. niczego nie zauważyli. Nasze spotkanie było dość krótkie. Pamiętam niezwykłą uniżoność Gawronika wobec Mariusza Ś., którego ciągle nazywał „panem prezesem”. Mariusz Ś. do Gawronika zwracał się bezosobowo, na pewno nie „na pan”. Poza tym proponował mi zakup „Wprost” mówiąc, że dostanę tyle pieniędzy, że wystarczy dla mnie i dzieci do końca życia. (…) Ja się takiej propozycji nie spodziewałem. Sądziłem, że to będą naciski by powstrzymać dalsze publikacje na temat banku. Powiedziałem, zgodnie z sugestią szefa Bor, że to przemyślę.

Jednak to nie było jedyne spotkanie Króla i Ś. dotyczące tygodnika Wprost. Wkrótce doszło do kolejnego jednak tym razem nie było ono zaplanowane. Marek Król gościł ambasadora Izrael i pojechał na poznański Stary Rynek na uroczysty obiad. Za radą BORu, lokal wytypowano w ostatniej chwili. Poczęstunek odbył się w restauracji „Kresowa” na Starym Rynku.

Nagle pojawił się Mariusz Ś. ze swoimi ochroniarzami. Podszedł do naszego stolika, stanął za moim plecami i wulgarnie, często używając słów na „k”, domagał się sprzedaży tygodnika. Moja żona podeszła wtedy do funkcjonariuszy BOR i wskazała Mariusza Ś. Jak się okazało, oni nawet nie wiedzieli, jak on wygląda ponieważ nie mieli jego zdjęcia. Po chwili BOR wyprowadził mnie i rodzinę z restauracji sprzed której odjechaliśmy z piskiem opon. Niebawem zrezygnowałem z ochrony uznając, że jest kompletnie bezwartościowa.

Po zeznaniach red. Marek Król dopowiedział

Ja nie wiem czy Aleksander Gawronik i Mariusz Ś. prowadzili ze sobą interesy. Wiem tylko, że się znali, a podczas rozmowy w moim domu, Gawronik sprawiał wrażenie osoby bardzo podległej Ś. co mnie wtedy zaskoczyło. (…)

Dopytany przez prokuratora, czy minister powiedział, któremu dziennikarzowi wcześniej stała się krzywda? Marek Król odpowiedział:

–  To zastanawiające, ale nie padło z jego ust nazwisko dziennikarza. Mnie też nazwisko Ziętary nie przyszło wtedy do głowy. Moja dzisiejsza interpretacja jest taka, że wtedy to była wstydliwa sprawa dla ministerstwa, czyli fakt niewyjaśnienia zniknięcia Ziętary. W każdym razie w 1994 roku MSW bardzo poważnie brało pod uwagę, że jestem zagrożony

Marek Król stwierdził także:

– Panowała opinia, że Poznań jest miastem Ś. Nawet w jednej z lokalnych rozgłośni radiowych wybrzmiewały głosy oburzenia na Wprost, że tygodnik krytykuje człowieka, który daje prace tak dużej liczbie poznaniaków. Nie wiem czy później [ po spotkaniu ] pojawiały się jeszcze niekorzystne dla Elektromisu publikacje. Wiem jednak, że w tygodniku „Nie”, na który Ś. dał kapitał publikowano teksty na mój temat.

Na zakończenie Król podsumował „dziwi mnie, że państwowe organa ścigania nie podjęły żadnych działań w sprawie zagrożenia mojego życia skoro zapewnili mi ochronę.

Drugi świadek, Dariusz L., 49 letni funkcjonariusz, potwierdził, że zna Macieja B., gdyż realizował czynności polegające na przewozie gangstera. Nie pamiętał jednak czy doszło do sytuacji grożenia Baryle, ani nie przypominał sobie by w sposób niekontrolowany doszło do wyjęcia broni przez funkcjonariuszy. Zeznanie trwało kilka minut. Maciej B. to główny świadek oskarżenia w procesie przeciwko Aleksandrowi Gawronikowi, odsiadujący dożywocie w innej sprawie.

Oskarżony Aleksander Gawronik nie miał żadnych pytań do Marka Króla ani nie odniósł się w żaden sposób do jego zeznań. Zabrał za to głos i wygłosił zapowiadane na poprzedniej rozprawie obszerne oświadczenie. Podstawą wypowiedzi stały się akta, a wśród nich akta więzienne zawierające notatki pracowników służby więziennej dotyczące Macieja B pseudonim Baryła. Notatki zostały uporządkowane datami począwszy od 29 stycznia 2001 roku, kiedy to B. został przyłapany przez służbę więzienną na zażywaniu amfetaminy i nadano mu status więźnia szczególnie niebezpiecznego tzw N. Gawronik przytaczał kolejne daty – ponad 40 – i czytał fragmenty notatek więziennych, które dotyczyły zachowań lub wypowiedzi Baryły. Celem oskarżonego jest zdyskredytowanie Baryły, poprze pokazanie jego stanu psychicznego i zachowań w więzieniu. Maciej B. podczas rozprawy sądowej w Zielonej Górze (w innej sprawie) zeznawał przeciwko byłemu wspólnikowi. Ta informacja rozeszła się w zakładzie karnym. Gawronik wywodzi z tego, że Maciej B. obawiając się współwięźniów, w tamtym czasie był osadzony w Rawiczu, jakby zamienił osobę/postać, którą obciążał w zeznaniach. Gawronik wyjaśnił, że za takie zeznania w więzieniu grozi bardzo surowa kara: pobicie, gwałt a nawet śmierć. W tamtym czasie zaczęło się w mediach robić głośno o sprawie Ziętary. Dlatego wkrótce przestał mówić on o swoim wspólniku, a zaczął o Elektromisie i oskarżonym. Miało to odwrócić uwagę od pogrążenia wspólnika. Gawronik twierdzi, że o takiej zamianie świadczą też fragmenty wypowiedzi Baryły, które są bardzo zbieżne jeśli chodzi o dobór użytych słów, a różnią się tylko nazwiskiem osoby oskarżanej. Ponadto narady podczas, której według prokuratury podżegał do zabójstwa Jarosława Ziętary, nigdy nie było. Oskarżając Gawronika, Baryła liczył, że dzięki temu szybciej wyjdzie na wolność. Z notatek służby więziennej i psychologów wynika, że dokonywał samookaleczenia, gdy w sprawie Ziętary nie przyjechali do niego policjanci. A gdy już złożył zeznania ws. dziennikarza, czuł się odprężony i w dobrym humorze. Był pewien, że szybko wyjdzie na wolność. Wychowawcy w Gębarzewie zgłosił, że do wyjścia potrzebuje dowód osobisty. Swoje oświadczenie Aleksander Gawronik przerwał na roku 2016 i będzie kontynuował jego odczytywanie na kolejnej rozprawie w maju.

tekst i zdjęcia : Aleksandra Tabaczyńska