Krzysztof Kaźmierczak, był jedynym świadkiem zeznającym w czwartek, 4. kwietnia br. w Sądzie Okręgowym w Poznaniu w sprawie uprowadzenia, pozbawienia wolności i pomocnictwa w zabójstwie poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. O czyny te oskarżeni są Mirosław R. pseudonim Ryba i Dariusz L. pseudonim Lala, którzy nie przyznają się do winy. Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich jest obserwatorem toczącego się procesu.
tekst i zdjęcia: Aleksandra Tabaczyńska
Rozprawa rozpoczęła się o 9. 30 i polegała na konfrontowaniu zeznań Kaźmierczaka z poprzednich lat. Sędzia sprawozdawca Sławomir Szymański kolejno czytał protokoły, których było blisko dziesięć, sporządzone w latach: 1993, 1995, 2011, 2015, 2016 i 2017. Krzysztof Kaźmierczak podtrzymał wszystkie wcześniejsze swoje zeznania uściślając jedynie fakt, że nie polegały one na swobodnej wypowiedzi tylko odpowiadaniu na zadawane pytania. Redaktor Krzysztof Kaźmierczak poświęcił wyjaśnieniu sprawy porwania i zabójstwa Ziętary blisko 27 lat pracy dziennikarskiej. Wszystkich wątków poruszanych podczas dzisiejszej rozprawy nie sposób wymienić ani nawet uszeregować czy ocenić ze względu na ich wagę w wyjaśnieniu porwania i śmierci Jarosława Ziętary.
- według zeznań Kaźmierczaka, okazało się, że 1 września 1992 roku, a więc w dzień porwania miał on jechać wraz z Ziętarą „w teren” służbowym samochodem Gazety Poznańskiej. Wyjazdy takie odbywały się systematycznie, kierowcy podjeżdżali pod dom dziennikarzy, zabierali ich i razem wszyscy jechali poza Poznań do pracy reporterskiej. Tymczasem dzień wcześniej okazało się, że rutynowy wyjazd, przypadający we wtorek 1. września ’92 roku został odwołany, bo zarezerwowany pojazd miał być wykorzystany do innych celów redakcji. Jakich? I czy był faktycznie wykorzystany nie wiadomo.
- W kolejnych zeznaniach usłyszeliśmy jak rzekomi policjanci czyli osoby, które podawały się za funkcjonariuszy przeszukały biurko Ziętary. A także jak Policja Państwowa na piśmie odpowiedziała, że nie przeszukali biurka dziennikarza. Odpowiedź przyszła na również pisemne zapytania poznańskich dziennikarzy, o to co zrobiono z rzeczami Jarka. Krótko po zniknięciu Ziętary, skradziono także klucze do mieszkania rodziny Kaźmierczaków. Nic nie zginęło, ale dziennikarz wie, że przeglądano jego papiery ponieważ dopiero co zrobił w nich porządek.
- W odczytywanych protokołach usłyszeliśmy o powstaniu dziennikarskiej grupy śledczej. O ich trudzie i mozole w weryfikacji faktów związanych z Ziętarą. O osamotnieniu grupy szczególnie przez organa ścigania, które nie były zainteresowane wyjaśnieniem sprawy. Nie obowiązywała też wtedy jeszcze ustawa o dostępie do informacji publicznej, co utrudniało możliwości zdobycia wiedzy od instytucji państwowych. Grupa śledcza zmieniała się wraz z upływem czasu. Jej trzon, który wytrwał wiele lat stanowili: Piotr Talaga, Stanisław Rusek, Piotr Grochmalski i Agnieszka Dokowicz. Wszystkie osoby pracowały na rzecz wyjaśnienia losów Jarosława Ziętary społecznie i poza swoimi normalnymi obowiązkami, co oczywiście też wpływało na rezultaty ich ustaleń.
- Sędzia odczytał też protokół, w którym Krzysztof Kaźmierczak opowiada jak doszło do spotkania z Maciejem B. pseudonim Baryła. W styczniu 2015 roku do redakcji zadzwoniła kobieta z informacją, że gangster chce się spotkać z dziennikarzem. Maciej B. zadzwonił jeszcze tego samego dnia tym razem na numer komórkowy reportera, który przekazała mu owa kobieta. Spotkanie odbyło się w Zakładzie Karnym w Gębarzewie, gdzie Baryła odsiadywał wyrok. Kaźmierczak dostał zgodę na widzenie oraz wniesienie dyktafonu i aparatu fotograficznego. Jednak Baryła po wyjściu strażnika nie zgodził się na nagrywanie. Przeprosił za Jarka oraz ze szczegółami opowiedział przebieg wydarzeń. Spotkanie zakończył informacją, że jest zmuszony wycofać się ze swoich zeznań gdyż obawia się o życie najbliższych. Okazuje się, że gangster otrzymał w więzieniu zdjęcie. Na fotografii jest Maciej B. w towarzystwie osób zamieszanych w porwanie i zabójstwo Ziętary, z których część już nie żyła. Zdjęcie wykonano w 1991 roku w Cetniewie na plaży. Baryła uznał je za ostrzeżenie. Zeznania Macieja B. dostępne są na stronach Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
- Dzisiejsze zeznania Krzysztofa Kaźmierczaka, tak jak poprzednie nie miały charakteru swobodnej wypowiedzi tylko składały się z potwierdzenia odczytanych protokołów i odpowiedzi na pytania sędziów, prokuratora, oskarżyciela posiłkowego Jacka Ziętary, brata Jarosława oraz obrońców oskarżonych. Na początku rozprawy, po przeczytaniu pierwszego protokołu miał też miejsce specyficzny dialog. Obrońca oskarżonych ochroniarzy dawnego holdingu Elektromis spytał Krzysztofa Kaźmierczaka o wykształcenie. Dziwi, że akurat w tym kontekście – porwania i śmierci Jarosława Ziętary, adwokat dopytuje się o zawód wyuczony świadka i kwalifikacje do wykonywanego. Umiejętności zawodowe dziennikarza i autora książek Krzysztofa Kaźmierczaka uhonorowało Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich oraz Instytut Pamięci Narodowej, co oczywiście nie jest żadną tajemnicą. Jak i to, że w Polsce można być dziennikarzem bez kierunkowego wykształcenia.
- Kolejna rozprawa odbędzie się 12. kwietnia br.
***
Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 roku. W 1992 roku obronił dyplom na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jeszcze jako student pracował w radiu akademickim, współpracował z „Gazetą Wyborczą”, „Kurierem Codziennym”, tygodnikiem „Wprost” i z „Gazetą Poznańską”. Ziętara ostatni raz widziany był 1. września 1992 roku. Przed dziewiątą wyszedł do pracy, ale nigdy nie dotarł do redakcji „Gazety Poznańskiej”. W 1999 roku zaginiony poznański dziennikarz sądownie został uznany za zmarłego. Pomimo upływu 27 lat nie zdołano wyjaśnić okoliczności porwania i śmierci Ziętary, a ciała do tej pory nie odnaleziono. Warto też dodać, że w poznańskim sądzie trwa równolegle drugi proces, w którym oskarżonym jest były senator Aleksander G. Jemu z kolei prokuratura zarzuca, że w 1992 roku, podżegał do zabicia Jarosława Ziętary.
Tekst i zdjęcia : Aleksandra Tabaczyńska